Jak żyją bezdomni w Pszczynie?
Teoretycznie w Pszczynie jest kilku bezdomnych – tak twierdzą urzędnicy. Praktycznie jest ich kilkudziesięciu. Skąd te rozbieżności? Bezdomny pochodzący z innego miasta, nawet jeżeli od lat przebywa na terenie Pszczyny, nie może liczyć na instytucjonalną pomoc. Takich osób w naszym mieście jest sporo. Mieszkają tu od lat i radzą sobie – lepiej lub gorzej – samodzielnie. Domem dla wielu bezdomnych jest las, który zapewnia schronienie, a także nieco prywatności. Tuż przy dużym pszczyńskim osiedlu w lesie mieszkają Ania i Karol, którzy poznali się podczas pandemii. Ich historia to przykład na to, że nie ma jednego schematu, według którego zostaje się bezdomnym, a osób bezdomnych nie można mierzyć jedną miarą. „Domem” Anny i Karola są pozostałości po należącym niegdyś do miasta budynku, w którym nie ma okien, drzwi, ani żadnych mediów. W jednym pomieszczeniu mieszkają, śpią i… realizują swoje pasje. Anna uwielbia czytać – ma swoich ulubionych autorów i jest zapisana do trzech bibliotek. -Jak mam baterie i światło, to cały czas czytam. Uwielbiam czytać! Teraz czekam teraz na nową książkę mojej ulubionej autorki – opowiada.
Droga do bezdomności
Anna bezdomna stała się podczas pandemii. Mieszkała z rodzicami, ale nie czuła się w nim dobrze i odeszła. O prawdziwych powodach tej decyzji wie tylko ona i jej najbliżsi. Po wyjściu z domu Anna poszła odebrać wypłatę, a potem usiadła na ławce w parku dla psów. Tam spotkała Karola, który wyprowadzał psy swojej córki. On także nie miał gdzie mieszkać. -Mieliśmy z żoną samochód, mieszkanie, wziąłem w banku pożyczkę na 20 tys. zł, a jak byłem w szpitalu, to żona mi wystawiła walizki za drzwi. W pracy nie przedłużyli mi umowy, straciłem płynność finansową i tak wylądowałem na ulicy – tak o początkach i przyczynach bezdomności opowiada Karol. Ania także po latach ciężkiej pracy zaczęła mieć problemy ze zdrowiem i nie jest już w stanie pracować fizycznie.
Razem z Anną początkowo zamieszkali w jego samochodzie, ale prezes spółdzielni, do której należał parking, stwierdziła, że nie mogą tam przebywać, bo zajmują miejsce parkingowe, a nie są członkami spółdzielni. Parę zaczęła odwiedzać policja.
Karol zaczął szukać pracy, ale jest po dwóch operacjach i nigdzie nie chcieli go przyjąć. -Przez pół życia kładłem dachy, ale już jestem za stary i zbyt schorowany do takiej pracy. Nie mam renty – komisja kazała mi iść do pracy, a kręgosłup mam tak wychechłany, że nawet 25 kg nie mogę podnieść – opowiada.
Termosy i mandaty
W lesie mieszkają od 20 kwietnia 2022 roku. Na pytanie, jak im się żyje, zgodnie odpowiadają, że ciężko. Nie pielęgnują jednak swojej bezradności. Ania zbiera plastikowe butelki i oddaje je do butelkomatu, a za uzyskane w ten sposób pieniądze kupuje jedzenie, środki czystości i inne niezbędne do życia drobiazgi. Regularnie odwiedzają miejską łaźnię, która zdecydowanie ułatwia im życie. Mogą tam wziąć kąpiel, ale też zrobić pranie i bardzo sobie cenią tę możliwość. Anna odwiedziła też Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, gdzie zaproponowano jej pomoc… w wyrobieniu dowodu osobistego. Ma też szansę otrzymać zasiłek dzięki temu, że do niedawna była zameldowana w jednej z podpszczyńskich wsi. Karol nigdy nie był mieszkańcem powiatu pszczyńskiego, a ostatni meldunek miał w Bielsku-Białej, dlatego na żadną pomoc w naszym mieście nie może liczyć.
W swoim prowizorycznym gospodarstwie para przygotowuje sobie także ciepłe posiłki – służy im do tego grill. Ale czasem jest on także przyczyną kłopotów – za rozpalanie grilla dostali mandat. Z lasu przegonić ich chce także jedna radna, która dowiedziała się, że tak mieszkają. Zdarzają się jednak także ludzkie odruchy. -Kiedyś przechodził tędy pan z psem, a Karol akurat robił coś na ciepło i powiedział mu dzień dobry. Po jakichś dwóch godzinach ten mężczyzna przyniósł nam ubrania, buty, ziemniaki, mięso, dwa termosy. I to obcy człowiek! - opowiada Anna.
Lasy, śmietniki, zaplecza sklepów
Anna i Karol mają sąsiada. Tuż obok nich zamieszkał Maciej. Jego „dom” to kilka gałęzi przykrytych plandeką i znalezionymi szmatami. „Zbudował” go wraz z żoną, która być może niedługo wróci do tych warunków. W tym szałasie ma dwa materace i może w nim przebywać tylko w pozycji leżącej. -Ciepło tu jest – mówi bez przekonania Maciej. -Znaleźliśmy z Anią taki ciepły koc – jak jestem grubo ubrany i się nim przykryję, to jest ciepło.
Jedzenie Maciej zdobywa na śmietnikach – ubolewa nad tym, że ludzie zamiast do jadłodzielni, wyrzucają jedzenie „do hasioka”. Maciej jest rodowitym „pszczyniakiem”. Kiedyś miał meldunek, ale teraz nie jest nigdzie zameldowany. Stara się o mieszkanie z miasta i ma nadzieję, że je dostanie.
Bezdomni w Pszczynie mieszkają nie tylko w lasach, ale też na zapleczach dużych sklepów czy… w śmietnikach. Marzą o miejscu, w którym w największe mrozy mogliby się ogrzać, napić gorącej herbaty, odpocząć. O ogrzewalnię w Pszczynie stara się stowarzyszenie „Ludzie dla Ludzi”, zajmujące się osobami bezdomnymi. Takie miejsca są w wielu polskich (również śląskich) miastach. W Jastrzębiu Zdroju działa ogrzewalnia w kontenerach, która jest czynna od godz. 18.00 do 7.00 rano. Nie ma tam łóżek, ale można na miejscu wziąć prysznic, napić się herbaty i w cieple doczekać do rana. Zeszłej zimy bezdomni mogli w Pszczynie ogrzać się w wypoczywalni, która była zlokalizowana przy ul. Skłodowskiej w budynkach socjalnych, które tej zimy zostały wyburzone. -Osobom, które nie mają gdzie mieszkać, przy minusowych temperaturach byłoby łatwiej żyć, gdyby w Pszczynie była ogrzewalnia – mówi Adrian Kuś, założyciel stowarzyszenia „Ludzie dla Ludzi”. -Gdyby mieli możliwość gromadzić się w jednym miejscu, łatwiej byłoby dotrzeć do nich z pomocą i może, przynajmniej niektórym, udałoby się wyjść z bezdomności.
Imiona bohaterów zostały zmienione.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj