
| Źródło: inf. własna/Canal+
Bali się o swoje życie i nikt nie chciał startować. Kazano im jechać mimo wszystko.

- Wygląda to tragicznie i przerażająco. Jeśli pojedziemy zawody, to będzie antyreklama żużla Nikt z zawodników nie chce jechać – wtórował junior gości, Mateusz Dul.
Żużel najwyraźniej dąży do samozagłady. Taka parodia meczu, jaką odstawiło w sobotni wieczór jury spotkania pomiędzy Arged Malesą Ostrów a H.Skrzydlewska Orłem Łódź, może sprawić, że od tej dyscypliny sportu zaczną odwracać się kibice i sponsorzy. Telewizja, która dyktuje klubom często abstrakcyjne godziny rozpoczęcia meczów pokazała coś, co było najlepszą antyreklamą tego sportu. Najmniej z tego wszystkiego kibice zapamiętali wynik meczu. Meczu przerwanego po ośmiu wyścigach przy stanie 26:21 dla H.Skrzydlewska Orła Łódź.
Pustki na trybunach, przemarznięci i przemoczeni najwierniejsi kibice tego sportu, którym GKSŻ i telewizja Canal+ serwuje rozpoczęcie meczu w sobotę o 19:30. Prognozy pogody ewidentnie pokazują, że w przez cały dzień w Ostrowie będzie padać. Władze polskiego żużla zmieniają z dnia na dzień regulamin, nakładając obowiązek na organizatora rozłożenia plandeki. Mecz, który stał się parodią żużla w ogóle nie powinien się odbyć.
Telewizja Canal+ pokazała na swojej antenie profanację tej dyscypliny sportu. Żużlowcy jednej i drugiej drużyny nie chcieli jechać. Sędzia nie kwapił się do rozpoczęcia zawodów. A jednak uległ presji. Kogo? Telewizji a może żużlowej centrali?
Nawet potężny karambol w wyścigu juniorskim i Jakub Poczta w karetce pogotowia nie dały do myślenia jury zawodów z przewodniczącym Zbigniewem Kuśnierskim. Sędzia zarządzał równanie toru co dwa wyścigu. Wszystko ciągnęło się niemiłosiernie. Żużlowcy nie walczyli z rywalami, a torem. Tobiasz Musielak rozkładał ręce przy wieżyczce sędziowskiej. Kto jak, kto, ale Musielak na trudnych nawierzchniach potrafi jeździć. W tej sytuacji także i on był za tym, żeby tego meczu nie jechać.
- Mam ochotę powiedzieć wiele rzeczy, ale raczej tego nie mogę zrobić. Mam wrażenie, że za dużo osób chce lub może decydować o tym, co my tu dziś wyprawiamy - mówił przed kamerami Canal+ Tobiasz Musielak. Ugryzł się w język, bo zdawał sobie sprawę, że za krytykę takiej czy innej decyzji żużlowej centrali grozi mu kara.
- Zawody powinny zostać odwołane i przełożone. Tor jest wymagający. Wygrałem pierwszy wyścig, ale z każdym okrążeniem stan toru był coraz gorszy - mówił Timo Lahti, który nie zaznał goryczy porażki, a mimo tego krytykował fakt rozpoczęcia spotkania.
Po ośmiu biegach Orzeł prowadził 26:21. Wydawało się, że jak już mecz się rozpoczął w tak ekstremalnych warunkach, to zostanie dokończony. Nagle sędzia w trakcie kosmetyki toru przed dziewiątym biegiem podjął decyzję o zakończeniu spotkania. W stronę arbitra Pawła Michalaka posypały się niewybredne epitety. Po zakończeniu meczu nawet zawodnicy bronili sędziego, twierdząc, że on od początku nie chciał jechać tego spotkania. Padały wręcz sugestie, że arbiter był pod presją. Pytanie kogo?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś na siłę chciał udowodnić, że plandeki są cudownym wynalazkiem, który uchroni zawody przed odwoływaniem. Pod jednym warunkiem. Gdy nie pada deszcz w momencie odkrywania toru i prognozy na godzinę rozegrania są optymistyczne. Te w sobotę rano nie były i mecz ten w ogóle nie powinien się odbyć. Należało go przełożyć wcześniej i nie robić kosztów dla telewizji, klubu, a kibicom odbierać radość z oglądania żużla w czystej postaci i przy dobrej pogodzie.
- Najpierw byłem rozgoryczony że mecz w ogóle się rozpoczął, a teraz mogę powiedzieć, że zabrakło w tym wszystkim konsekwencji. Między szóstym, a ósmym biegiem tor już za bardzo się nie zmieniał. Natomiast największy deszcz spadł podczas zdejmowaniu plandeki, a nie po ósmym wyścigu - powiedział na antenie Canal+ Waldemar Górski, prezes TŻ Ostrovia..
- Ten tor po ósmym wyścigu nie był w gorszym stanie, niż po drugim czy trzecim. Jeżeli zdecydowano, że zaczynamy zawody, a potem z premedytacją, że kończymy po ósmym wyścigu, to jest to beznadziejne. Drużyna z Ostrowa została skrzywdzona – ocenił w Canal+ ekspert tej stacji Jacek Gajewski.
- Wiadomo, że ten który przegrywa chce jechać, a ten który wygrywa nie. Myśmy chcieli jak najlepiej, żeby się wszystkim podobało. Wyszło jak wyszło. Tor robi się coraz gorszy. Nie zapowiadało się na to, że on tak się będzie zachowywał. Cały czas mży deszcz, a tor się pogarsza. Opady deszczu, jest zimno. Uznaliśmy, że po 8. wyścigu kończymy zawody - tłumaczył w Canal+ Zbigniew Kuśnierski, przewodniczący jury.
Ten komentarz przejdzie do niechlubnej historii polskiego sportu żużlowego. „Chcieliśmy jak najlepiej, żeby wszystkim się podobało….”
Pytanie, komu miało się podobać? Tej garstce przemarzniętych kibiców? Żużlowcom, którzy nie chcieli jechać, a ich do tego zmuszono?
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj